Trwa ładowanie...

 

Trwa zapisywanie na newsletter...

Apostołowie nowej dziedziny #HistorieZPasją

Patrzysz na zabytkowy obraz i co widzisz? Powiesz, że kolory, kompozycję, przesłanie. Ale czy widzisz, że obraz jest popękany? Zastanawiasz się skąd te spękania? Przychodzi Ci w ogóle do głowy, że są ludzie, którzy te spękania badają?

Stawiam dolary przeciw orzechom, że większość osób czytających ten tekst zastanawiała się w szkole „po co mi ta fizyka?”. Mi osobiście ten przedmiot zawsze będzie kojarzył się z nauczycielką z liceum, która beznamiętnym głosem raczyła nas „przykładami z życia wziętymi”. Jednym z nich była mrówka poruszająca się ruchem jednostajnym prostoliniowym po płycie gramofonowej. Przewracałem wtedy oczami, a moje myśli, jeśli akurat wyjątkowo nie starałem się podążyć za tematem lekcji, odpływały w kierunku koszykówki albo piłki nożnej. Szkoda, bo przy odrobinie dobrej chęci mógłbym wynieść z tych lekcji więcej.

Dzisiaj mam przed sobą (a właściwie na ekranie komputera, bo rozmawiamy przez MS Teams) fizyka, który wykorzystuje wiedzę w swojej dziedzinie do bardzo konkretnego zadania, o czym za chwilę. Jednak czy jest on jeszcze fizykiem sensu stricto? Znam jego dorobek naukowy, poprzednie miejsca pracy oraz projekt, którym się teraz zajmuje i powiem Wam szczerze, że sam już nie wiem z kim mam do czynienia.

Z jednej strony profesor nauk fizycznych, pracownik Instytutu Katalizy i Fizykochemii Powierzchni im. Jerzego Habera Polskiej Akademii Nauk (już na początku rozmowy wspólnie doszliśmy do wniosku, że ta nazwa jest nie do zapamiętania), który swoją karierę naukową rozpoczynał w Zakładzie Optyki Atomowej w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Brzmi co najmniej tak, jak gdyby w supertajnym ośrodku opracowywał plan zniszczenia świata albo jego uratowania. 

Z drugiej strony w przeszłości był między innymi kierownikiem laboratorium badawczego LANBOZ w Muzeum Narodowym w Krakowie. Kierował też laboratorium konserwacji zrównoważonej Uniwersytetu Yale. Jest członkiem Międzynarodowego Instytutu Konserwacji Zabytków i Dzieł Sztuki oraz rady naukowej Muzeum Fotografii w Krakowie. Był również członkiem rady naukowej Muzeum Narodowego w Krakowie. Brzmi przyjemniej i tak artystycznie.

Fizyk? Historyk sztuki? Konserwator? Artysta? Raczej to pierwsze, ale jak się okazuje, odpowiedź nie jest taka oczywista.

prof. dr hab. Łukasz Bratasz

prof. dr hab. Łukasz Bratasz

Być pionierem

"Z wykształcenia jesteśmy fizykami, chemikami, inżynierami, ale tak naprawdę jesteśmy przedstawicielami nowej dyscypliny naukowej, która w Polsce nie jest jeszcze rozpoznana. To nauka o dziedzictwie. Po angielsku używa się terminu heritage science– tłumaczy w materiale przygotowanym dla Pionier TV profesor Łukasz Bratasz, który w Instytucie Katalizy i Fizykochemii Powierzchni PAN kieruje grupą zajmującą się badaniami nad dziedzictwem kultury.
"Jest to nauka, która wykorzystuje narzędzia nauk ścisłych, takich jak fizyka, chemia, nauk inżynierskich, nauk o życiu do odpowiedzi na pytania stawiane przez humanistykę, najczęściej reprezentowaną przez historię sztuki czy konserwację” – wyjaśnia w tym samym materiale profesor.

Zaznacza, że jego zespół zajmuje się przede wszystkim oddziaływaniem obiektów dziedzictwa kultury ze środowiskiem i wskazuje trzy główne tematy badawcze.

Pierwszy z nich to  proces transportu i osiadania pyłu na powierzchniach obiektów sztuki, który prowadzi do ich przyspieszonego brudzenia. W 2021 roku zakończyła się konserwacja ołtarza Wita Stwosza w Bazylice Mariackiej w Krakowie. Trzeba było ją przeprowadzić między innymi ze względu na zabrudzenia spowodowane osiadaniem pyłów.

Grupa naukowców pod kierunkiem profesora Bratasza bada też materiały współczesne. takie jak syntetyczne polimery, czyli np. plastiki. Z nich zbudowane są obiekty sztuki współczesnej, np. rzeźby Tadeusza Kantora. Tego typu materiały wydają się być bardzo trwałe, ale wcale nie są – wraz z upływem czasu zmienia się ich barwa i pojawiają się spękania.

Trzeci i najbardziej rozbudowany temat badań to proces powstawania uszkodzeń mechanicznych w dziełach sztuki, np. obrazach czy rzeźbach, i to, jak na proces powstawania spękań wpływają wahania wilgotności względnej. Badania te mają znaczenie na przykład dla muzeów, które wydają ogromne środki na urządzenia klimatyzacyjne (i energię potrzebną do ich funkcjonowania), pozwalające utrzymać w pomieszczeniach określone warunki, np. temperaturę czy właśnie wilgotność.

Fragment obrazu "Sąd ostateczny", namalowany przez naśladowcę Hieronima Boscha w XVI wieku. Widoczne spękania.

Fragment obrazu "Sąd ostateczny", namalowany przez naśladowcę Hieronima Boscha w XVI wieku. Widoczne spękania

Czy rzeczywiście jest to konieczne? Odpowiedź na to pytanie już za chwilę, bo największa część naszej rozmowy dotyczyła właśnie trzeciego obszaru badawczego. Dlaczego akurat tego? Bo grupa profesora prowadzi swoje badania w tym obszarze ze wsparciem Funduszy Norweskich i EOG.

Za drogo

"Z jednej strony mamy muzea, które precyzyjnie kontrolują parametry środowiskowe w celu ochrony zbiorów przed zniszczeniem. Z drugiej strony wiele obiektów dziedzictwa dotrwało do naszych czasów, a przechowywane były na przykład w zabytkowych kościołach gdzie nie ma żadnej kontroli mikroklimatu. W takiej Bazylice Mariackiej temperatura zmienia się od 0 do 30 stopni w cyklu rocznym, a wilgotność względna od 30 do 90%" - zauważa profesor Bratasz.

Zespół profesora bada czy tak bardzo restrykcyjne podejście do kontroli wilgotności w muzeach, w których przechowywane są obrazy o dużej wartości historycznej i kulturowej, jest rzeczywiście niezbędne. W tym celu bada spękania na historycznych obrazach.

"Nie chodzi nam o to, że wilgotność względna jest w ogóle nieważna, ale o to żeby zracjonalizować zużycie energii. Procesy kontroli klimatu są bardzo kosztowne, a muzea maja ograniczone środki. Do 2018 roku pracowałem w Muzeum Narodowym w Krakowie i mogę powiedzieć, że roczny koszt zużycia energii na cele stabilizacji klimatu był równoważny z zatrudnieniem 65 konserwatorów. Te fundusze można by przeznaczyć na inne cele, np. na podniesienie ochrony przeciwpożarowej– wyjaśnia profesor
"Chcemy zweryfikować to bardzo restrykcyjne podejście do zarządzania mikroklimatem. Konserwatorzy pewnie powiedzą, że w muzeach są obiekty, które są bardzo wrażliwe na zmiany wilgotności. I będzie to prawda. Problem w tym, że w Muzeum Narodowym w Krakowie jest powiedzmy milion obiektów, ale jest niewiele z nich jest zagrożonych przez wahania  wilgotności względnej" - dodaje.

Dochodzi do tego aspekt etyczny. Powstaje pytanie czy w dobie zmian klimatu wywołanych przez człowieka możemy pozwolić sobie na działania nadmiarowe.

"Kiedyś idąc Nowym Światem w Warszawie i zobaczyłem piękny baner na bramie Akademii Sztuk Pięknych - „Na martwej planecie nie będzie sztuki”. Nic dodać nic ująć" – mówi mój rozmówca.

O co chodzi z tymi spękaniami

Ale zaraz, zaraz. Jakie spękania? Jaka wilgotność? Jakie obrazy? Kilka słów wyjaśnienia nienaukowym językiem.

Zastanawialiście się kiedyś jak zbudowany jest obraz, na przykład taki na desce sprzed kilkuset lat? Najpierw mamy drewniane podobrazie. Na to nakładany jest klej zwierzęcy (w wyniku gotowania skóry zwierzęcej tworzy się klej kolagenowy). Kolejna warstwa to zaprawa, czyli mieszanka kredy i gipsu z klejem zwierzęcym. Dopiero na to wszystko kładzione są warstwy malarskie. A tych też są różne rodzaje, bo mamy różne rodzaje farb. Przykładowo, w średniowieczu powszechnie stosowano farbę temperową, w której spoiwem pigmentów (substancji nadających barwę) jest żółtko jaj. Możliwe było też mieszanie różnych technik, np. „Sąd Ostateczny” – tryptyk niderlandzkiego malarza Hansa Memlinga, który jeszcze nam wróci w rozmowie z profesorem - został wykonany w technice temperowo-olejnej.

Obraz "Sąd ostateczny" Hansa Memlinga

Obraz "Sąd ostateczny" Hansa Memlinga

Na historycznych obrazach sprzed kilkuset, ale też kilkudziesięciu lat pojawiają się charakterystyczne pęknięcia, które układają się w różne wzory. Te spękania nazywamy krakelurą. Wynikają one z tego, że różnych warstwach obrazu zmagazynowana jest energia i pojawiają się naprężenia (znowu ta fizyka!), które w jakiś sposób muszą zostać rozładowane. Kiedy naprężenie przekracza punkt krytyczny, pojawia się pęknięcie.

Na parametry tych spękań, takie jak kształt, głębokość czy wzory, w jakie się układają, wpływają różne czynniki, przede wszystkim użyte materiały. Inaczej wyglądają siatki spękań dla farby temperowej, a inne dla olejnej. Inny kształt mają krakelury w malarstwie włoskim, inne we flamandzkim, a jeszcze inny we francuskim.

"Przykładowo, siatki spękań w obrazach malarzy flamandzkich z XV wieku są bardzo powtarzalne, bo gildie bardzo kontrolowały wtedy jakość obrazów i pracę malarzy. W malarstwie włoskim już takiej kontroli nie było" – wyjaśnia profesor Bratasz.

Można taniej i bardziej efektywnie

W tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy. Badania, które leżą u podstaw bardzo restrykcyjnych wytycznych konserwatorskich, dotyczących między innymi wilgotności, brały pod uwagę kryterium pierwszego pęknięcia.

"Sam w tych badaniach uczestniczyłem. Braliśmy na przykład obraz na desce, który imitował obraz Leonarda da Vinci, nakładaliśmy warstwę gruntu na warstwę malarską, wsadzaliśmy imitację do komory klimatycznej i patrzyliśmy kiedy pęknie po raz pierwszy. Pęknięcia pojawiały się już przy niewielkich wahaniach wilgotności względnej rzędu 10%– mówi profesor Bratasz.

Podkreśla jednak, że kryterium pojawienia się pierwszego pęknięcia nie jest właściwe, bo obrazy o największej wartości, znajdujące się w muzeach czy galeriach, są już przecież popękane. Przez setki czy dziesiątki lat wisiały w miejscach, w których nie dbano o warunki klimatyczne.

Profesor Łukasz Bratasz z zespołem

Profesor Łukasz Bratasz z zespołem

Pokazuje mi duże zbliżenie na wspomniany już obraz Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny”. Badacze zeskanowali go za pomocą mikroskopu skanującego. Faktycznie, widać piękną siatkę spękań. 

"Jeśli zada się pytanie czy wilgotność względna może zniszczyć obraz, który nie jest spękany, to odpowiedź brzmi: tak. Ale jeśli się zada to samo pytanie o powiększenie istniejącej już siatki spękań ze względu na wahania wilgotności względnej, to odpowiedź często brzmi: nie. Poza obiektami sztuki współczesnej, które zasadniczo nie mają problemów z wilgotnością względną, te wszystkie historyczne obiekty, których dotyczą nasze badania, były przechowywane przez dziesiątki i setki lat w warunkach niestabilnych– zaznacza profesor.

Okazuje się, że te niestabilne warunki spowodowały powstanie krakelury, ale stało się to może kilka lub kilkanaście lat po wykonaniu obrazu, a potem siatka spękań była już stabilna, mimo tego, że obraz wciąż przechowywany był niestabilnych warunkach. Porównanie kilkuset zdjęć archiwalnych z obecnym stanem obiektów wykonane przez Rijksmuseum w Amsterdamie wykazało brak rozwoju nowych spękań.

"To daje pole do optymalizacji wytycznych konserwatorskich" – twierdzi profesor Bratasz.

Innymi słowy, wytyczne są często zbyt restrykcyjne, co powoduje niepotrzebne zużycie energii przez urządzenia do regulowania mikroklimatu. Z badań profesora wynika, że obrazy, które już dawno popękały, nie wykazują tendencji do dalszego pękania nawet przy dużych wahaniach wilgotności względnej. Można je chronić dużo mniejszym kosztem – zarówno finansowym, jak i z mniejszą szkodą dla środowiska. 

"Z naszych badań wynika, że jak mamy gęstą siatkę spękań, to wahania wilgotności nie wpływają na jej powiększenie. Mówimy, że te spękania są wysycone– konkluduje profesor.

Fragment obrazu "Madonna pod Jodłami" namalowanego w 1510 roku przez niemieckiego malarza Lucasa Cranacha. Widoczne spękania

Fragment obrazu "Madonna pod Jodłami" namalowanego w 1510 roku przez niemieckiego malarza Lucasa Cranacha. Widoczne spękania

Właściwa konserwacja

Są oczywiście wyjątki, na przykład wtedy, gdy zostanie wykonany drastyczny zabieg konserwatorski.

"Jeśli zalejemy te spękania materiałem, który jest bardzo twardy, to odtworzymy wrażliwość tych obiektów na wahania wilgotności względnej. Natomiast jeśli obraz wisi w muzeum, to nawet jeśli użyjemy drastycznej metody konserwacji, obraz nie pęknie, bo tam wilgotność względna jest dobrze kontrolowana– tłumaczy profesor Bratasz.

Mówi, że wraz z konserwatorami z Walencji, Kopenhagi i Rzymu przygotowują wniosek o dofinansowanie z Unii Europejskiej badań dotyczących konserwacji dzieł sztuki. Chcą zbadać jak różne metody konserwacji „uwrażliwiają”  obiekty i oceniać je pod kątem przyjazności dla środowiska. To również będzie miało znaczenie dla muzeów. Jeśli zabiegi konserwatorskie będą przeprowadzone poprawnie, muzea nie będą musiały bardzo ściśle kontrolować klimatu, a dzięki temu będą mogły oszczędzać energię.

Naukowy prztyczek w nos

Dopytuję profesora czy w takim razie nie czuje, że swoimi badaniami daje przysłowiowego prztyczka w nos innym naukowcom, którzy przeprowadzili badania, na bazie których powstały restrykcyjne wytyczne konserwatorskie. W pewnym sensie wyniki badań zespołu profesora mówią: „przez lata byliście w błędzie”.

"W zasadzie to tego prztyczka daję sam sobie, bo uczestniczyłem w tamtych badaniach. Chcemy teraz usunąć argument naukowy, który był wiele lat temu poprawny, ale widzimy teraz, że był zbyt uproszczony" – mówi profesor Bratasz.

Komputery w służbie sztuki

Bardzo interesują mnie techniczne aspekty pracy zespołu profesora. Jakimi metodami posługują się w swoich badaniach? Przed rozmową czytałem, że naukowcy z PAN używają komputerowych modeli, ale do końca nie rozumiałem tych wszystkich zawiłości

"Zaczerpnęliśmy pomysły na nasze badania z modeli geologicznych, gdzie mamy praktycznie nieskończone naprężenia w warstwach skalnych, bo działają na nie gigantyczne siły. Planeta je po prostu rozciąga" - wyjaśnia profesor Bratasz.
"Jak inżynierowie sprawdzają wytrzymałość mostu, to budują model. Sprawdzają na przykład jak gruba musi być belka żeby most wytrzymał dane obciążenie. My robimy dokładnie to samo. Używamy inżynierskich metod i programów do modelowania obrazów i patrzymy przy jakiej wilgotności względnej obraz zacznie pękać" - dodaje.

Problem w tym, że profesor Bratasz nie może do swoich badań przełożyć 1 do 1 metod inżynierskich. Inżynierowie wpisują do swoich programów nazwę materiału i widzą na przykład, że określony rodzaj stali ma określone właściwości.

"Ja tego nie mogę zrobić, bo nikt nie zna właściwości materiałowych farby olejnej na obrazie Leonarda sprzed 500 lat" – tłumaczy.

 Pracownik PAN - Arkadiusz Janas - wykonuje pomiar skurczu najstarszych na świecie próbek farby olejnej

 Pracownik PAN - Arkadiusz Janas - wykonuje pomiar skurczu najstarszych na świecie próbek farby olejnej

Ponadto, istnieje duża niepewność co do tego, jakich dokładnie materiałów i technik użyto do namalowania danego obrazu oraz co do jego historii. Znaczenie może mieć na przykład to, czy artysta eksperymentował, czy właściwie przechowywał materiały, czy deska, której użył ma sęki.

"Dlatego, używając komputera, budujemy model obiektu, który nazywamy Reprezentatywny Obiekt Wirtualny. Reprezentuje on najgorszy możliwy przypadek, czyli na przykład użycie najbardziej podatnego na zmiany wilgotności rodzaju drewna albo najbardziej kruchego składnika warstwy malarskiej. Takie przypadki raczej nie występują, bo artyści wiedzieli, że użyte materiały mają znaczenie. Jeśli zmiana wilgotności jest  bezpieczna dla tego najgorszego przypadku, to jest też bezpieczna dla wszystkich innych obiektów– wyjaśnia profesor Bratasz.
"Nasze modele są mocno przeszacowane, ale inżynierowie też przeszacowują wytrzymałość mostu żeby nie zawalił się na przykład z powodu opadu śniegu" - uzupełnia.

Naukowcy z PAN korzystają też z prawdziwych obrazów.

"Służą nam do sprawdzenia czy przewidywania modeli komputerowych są poprawne. Chodzi o to, czy siatki spękań są podobne w modelu i w rzeczywistości– mówi profesor.

Osiągnięcie na skalę światową

Wszystko to brzmi dla mnie nieco kosmicznie i raczej nie ma nic wspólnego z mrówką poruszającą się ruchem jednostajnym prostoliniowym po płycie gramofonowej. Rozumiem, że wyniki badań zespołu profesora będą miały znaczenie dla muzeów czy szerzej – dla ochrony środowiska. Jednak same surowe dane to nie wszystko. Ich pewnie bym nie zrozumiał. Podobnie – konserwatorzy zabytków, którzy przecież nie są fizykami. Pytam więc profesora co będzie efektem projektu. Może powstanie jakieś opracowanie dla konserwatorów?

"Faktycznie, zależy nam nie tylko na wykonaniu badań podstawowych i opublikowaniu ich wyników w czasopismach naukowych. Moja grupa jest bardzo zaangażowana w tworzenie norm i wytycznych. Tworzyliśmy normy europejskie, ja sam byłem zaangażowany w tworzenie podręcznika Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierów Chłodnictwa, Ogrzewnictwa i Klimatyzacji, które opracowało podręcznik regulacji warunków środowiskowych w muzeach, bibliotekach, galeriach i archiwach. Liczę na to, że wyniki naszych badań również wejdą do tego podręcznika, tak jak to się działo z naszymi poprzednimi pracami– stwierdza profesor Bratasz.

Drugim wymiernym efektem, na którego realizację profesor Bratasz chce pozyskać grant z Fundacji Getty’ego (fundacja z Los Angeles, która przyznaje granty na projekty m.in. z zakresu konserwacji dzieł sztuki), jest rozbudowa autorskiego narzędzia informatycznego, które opracował zespół profesora Bratasza. To narzędzie to HERIe - Cyfrowa Platforma Prewencji Konserwatorskiej.

Noemi Zabari i Arkadiusz Janas używają interferometru plamkowego badają odspojenia warstw dekoracyjnych

Noemi Zabari i Arkadiusz Janas (oboje z PAN) używają interferometru plamkowego do badania odspojenia warstw dekoracyjnych

"Ta platforma to osiągnięcie na skalę światową. Jest to największa na świecie a tego typu platforma dla konserwatorów i opiekunów zbiorów i to stworzona od podstaw przez nas, ale wykorzystująca też wyniki badań czołowych instytucji wspierających ochronę zbiorów np. Kanadyjskiego Instytutu Konserwacji, czy fundacji English Heritage. HERIe pozwala konserwatorom zobaczyć co w praktyce oznaczają wyniki różnych badań i podejmować decyzje– mówi profesor nie ukrywając ekscytacji.

Profesor udostępnia ekran i pokazuje mi jak działa platforma na przykładzie wpływu światła na kolory. Wybiera jakiś kolor, zmienia dawkę światła, czas i pewnie kilka innych parametrów. Na koniec widzę nieco inny kolor, zmieniony już pod wpływem światła.

"Mamy bazę światłotrwałosci materiałów, które zostały zmierzone przez Kanadyjski Instytut Konserwacji na podstawie stosowanych historycznie barwników. Możemy ocenić jak to światło wpływa na zmianę kolorystyczną w danym okresie" – podkreśla profesor.

Do bazy zostaną też wprowadzone wyniki badań dotyczące wpływu wilgotności na spękania na obrazach, ale narzędzie daje dużo większe możliwości, bo jego zadaniem jest pomoc w ocenie ryzyka. Wilgotność czy światło to tylko dwa z wielu czynników, które wpływają na kondycję dzieł sztuki. Inne to na przykład temperatura, obecność szkodników, promieniowanie, przestępstwa czy pożar.

Razem łatwiej

Partnerami projektu są Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie oraz Norweski Uniwersytet Nauk i Technologii w Trondheim. Pytam profesora o podział ról w projekcie. Okazuje się, że współpraca jest kluczowa dla sukcesu.

"Naszego norweskiego partnera reprezentował utytułowany włoski profesor pracujący na uniwersytecie w Trondheim. Jego rolą było opracowanie modeli komputerowych od strony koncepcyjnej" – wyjaśnia profesor.

Z kolei Akademia Sztuk pięknych pomogła z farbami i materiałami konserwatorskimi.

"Ogromnym wsparciem było przygotowanie przez dr Aleksandrę Holę próbek farb temperowych. Co innego jest namalować coś, a co innego przygotować próbkę. Dzięki temu przygotowujemy teraz pierwszą na świecie publikację, która opisze właściwości mechaniczne farb temperowych– mówi profesor Bratasz.

Dr Aleksandra Hola z ASP w Krakowe i profesor Łukasz Bratasz z ASP w Krakowie przygotowują próbki farb temperowych

Dr Aleksandra Hola z ASP w Krakowe i profesor Łukasz Bratasz z ASP w Krakowie przygotowują próbki farb temperowych

Dmuchane dzieła sztuki

Projekt finansowany z Funduszy Norweskich i EOG dotyczy badań nad spękaniami obrazów, ale zespół profesora Bratasza bada też inne materiały – polichlorek winylu i drewno lipowe. Z nich również tworzyło się i dalej tworzy dzieła sztuki. Przykładowo z polichlorku winylu powstawały rzeźby Tadeusza Kantora, a z drewna lipowego zbudowany jest ołtarz Wita Stwosza w Bazylice Mariackiej w Krakowie. Słuchając o właściwościach tych materiałów i pracach zespołu naukowców PAN czuję się co najmniej jak bohater Odysei Kosmicznej Arthura C. Clarke’a albo, nie przymierzając, Krzysztof Kolumb stawiający pierwsze kroki na Bahamach. Dla mnie to zupełna terra incognita, ale szare pola na mapie wiedzy powoli zaczynają wypełniać się kolorami.

Polichlorek winylu używany jest w sztuce od mniej więcej końca lat 50, a w Polsce zaczęto go powszechnie używać w latach 70. Okazuje się, że z polimerów syntetycznych, a takim jest polichlorek winylu, powstają nie tylko obiekty sztuki użytkowej i sztuk pięknych, ale też na przykład izolacje kabli.

Zarówno w przypadku izolacji kabli, jak i dzieł sztuki, do polichlorku winylu dodaje się tzw. plastyfikatory, czyli substancje, które sprawiają, że materiał jest giętki (bez plastyfikatorów polichlorek winylu jest bardzo sztywnym materiałem). Problem polega na tym, że wraz z upływem czasu plastyfikatory ulatniają się z tych obiektów. Powoduje to odbarwienia, powierzchnia dzieł staje się lepka, przez co łapią one brud, a w końcu pękają.

Zespół profesora Bratasza pracuje nad strategią ochrony obiektów z polichlorku winylu. Stara się odpowiedzieć na pytania dotyczące na przykład ich transportu czy przechowywania.

"Sporo tego typu obiektów to obiekty dmuchane. Na przykład w Centrum Pompidou w Paryżu znajdują się dmuchane fotele zaprojektowane przez znanych architektów. Pytanie brzmi jak je przechowywać? Nadmuchane są za duże. Czy można z nich bezpiecznie  przechowywać z usuniętym powietrzem? Co wtedy stanie się na zgięciach? Na takie pytania staramy się odpowiedzieć– wyjaśnia profesor.

Przy okazji profesor opowiada mi ciekawą anegdotę, która pokazuje, że dziedzina, którą zajmuje się jego zespół jest de facto na pograniczu różnych dziedzin nauki.

"W pierwszym podejściu odrzucono nam projekt złożony do Narodowego Centrum Nauki, bo uznano nam że ten projekt powinien pójść do panelu inżynierii polimerów. Problem w tym, że my nie wytwarzamy nowego polichlorku winylu, tylko zajmujemy się tym, jak zachowuje się postarzony polichlorek- mówi.

Kolejny badany materiał to drewno lipowe. Zespół profesora Bratasza zajmuje się nim ze względu na ochronę ołtarza Wita Stwosza w Bazylice Mariackiej, ale problem jest szerszy.

"Masywne drewniane obiekty są bardzo wrażliwe na zmiany wilgotności względnej, bo wytwarzają się w nich różnice wilgotności" – tłumaczy.

Przykładowo, zewnętrzna warstwa rzeźby jest wyschnięta, a wewnętrzna – wilgotna. To również wpływa na niszczenie.

Drugi problem to właściwości drewna lipowego, które trzeba dokładnie zmierzyć, a potem zweryfikować eksperymentami.

"Drewno lipowe nie jest ważnym materiałem z punktu widzenia inżynierów. Nie znajdziemy jego własności w podręcznikach" – wyjaśnia profesor.

Wyzwaniem są też różne wytyczne konserwatorskie, a raczej brak ich spójności.

"Budynki historyczne, na przykład kościoły, są coraz częściej udostępniane na koncerty czy śluby. Trzeba wtedy taki budynek ogrzać, czyli zmienić mikroklimat panujący w takim budynku. Wytyczne niemieckie mówią na przykład, że trzeba to robić powoli i stopniowo, a duńskie, że bardzo szybko na okres nie dłuższy niż 8 godzin– opowiada mój rozmówca.

Profesor Łukasz Bratasz i Magdalena Soboń z PAN podczas badania zabytkowych kart pergaminowych

Profesor Łukasz Bratasz i Magdalena Soboń z PAN podczas badania zabytkowych kart pergaminowych

Co grzeje profesora

Profesor opowiada o tych wszystkich rzeczach z wielką pasją. Pytam go więc o to, czy jego praca wciąż go fascynuje.

"Oczywiście. To jest straszna męka, jak się ma pracę, do której podchodzi się bez emocji. Mam ogromny przywilej obcowania z dziełami sztuki i kształtowania wciąż nowej dziedziny nauki. Grzeje mnie to. W tym małym obszarze mogę mieć wpływ na świat i, jak każdy naukowiec, chcę być na topie. Pięknie jest być apostołem nowej dziedziny" – stwierdza.

Fajnie słyszeć jak ktoś mówi, że jego praca jest dla niego ogromną radością. Nie jest to wcale takie oczywiste, bo profesor, jak sam mówi, swoją działką zaczął zajmować się trochę z przypadku.

"Zrobiłem doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim i byłem na półrocznym stypendium w Stanach Zjednoczonych. To był trudny okres rozłąki z rodziną. Po doktoracie była możliwość pojechania znowu do pracy do Stanów, ale bez rodziny. Nie zdecydowałem się na to. Dostałem za to pracę w Polskiej Akademii Nauk" – wyjaśnia mój rozmówca.

Podkreśla, że tym, co go napędza jest też świetny zespół młodych ludzi, z którymi pracuje.

Przejaw istnienia Boga

Rozmawiając z profesorem byłem świeżo po lekturze powieści Zygmunta Miłoszewskiego „Bezcenny”, której fabuła opiera się na poszukiwaniach zaginionego "Portretu Młodzieńca" Rafaela Santi. Bohaterowie powieści byli gotowi poświęcić wiele dla odnalezienia tego obrazu. Dlatego na koniec nie mogłem odmówić sobie zapytania profesora o ulubiony obraz.

"Z wiekiem to się zmienia. Tak jak W poszukiwaniu straconego czasu Prousta trzeba czytać po czterdziestce, tak z obrazami mam też różne etapy w życiu. Ostatnio jestem zachwycony włoskim malarzem Jacopo Pontormo– mówi.

To włoski malarz, przedstawiciel manieryzmu, który tworzył w XVI wieku.

Zaraz jednak pokazuje mi znowu zeskanowany fragment Sądu Ostatecznego Memlinga. Obraz wisiał kiedyś w Bazylice Mariackiej w Gdańsku, a teraz znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku. Jest ogromny. To tryptyk, co oznacza, że składa się z trzech części. Część centralna ma 242 na 180,8 cm, a skrzydła - 242 na 90 cm każde.

Profesor zwraca uwagę na refleksy świetlne (tzw. bliki) na łzie jednego z grzeszników.

"Obraz wisiał wysoko. Dbałość o takie detale nie miała żadnego praktycznego sensu, bo nikt nie miał prawa tego widzieć z dołu. Memling chyba musiał wierzyć, ze w doskonałości tego dzieła jest przejaw istnienia Boga" – zachwyca się profesor Bratasz.
"Włosi w renesansie mieli koncepcję prawdy, jako prawdy syntetycznej, ich obrazy są często uproszczone, nie pokazują szczegółów, natomiast malarstwo flamandzkie z tego okresu to są te bliki we łzie, przekonanie, że prawda kryje się szczegółach" – wyjaśnia.

A ja już sam nie wiem czy większe wrażenie robi na mnie obraz Memlinga, czy może pasja z jaką fizyk opowiada o sztuce...

Projekt “GRIEG-Craquelure – Model obrazów ze spękaniami wspierający ustalenie racjonalnych wytycznych środowiskowych w muzeach“ finansowany jest ze środków Norweskiego Mechanizmu Finansowego 2014-2020. Budżet projektu to nieco ponad 1 mln zł.

Gdzie warto zajrzeć:

Autor tekstu: Paweł Nowak (Zespół Komunikacji i Promocji, Departament Programów Pomocowych, Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej)